Kant po grecku

Kryzys, który po dziś dzień trawi Grecję spowodowany był szeregiem czynników. Na pewno jednak przyczyną nie było – jak chcą to widzieć pseudo ekonomiści – członkostwo w strefie euro. Grecja i jej obywatele na własne życzenie wpadli w tarapaty. Raz z powodu zbyt dużych wydatków państwa w stosunku do jego dochodów, a dwa z powodu wadliwie funkcjonującego sytemu fiskalnego. Właśnie sytemu fiskalnego a propos. Grecy wpadli na genialny w swej prostocie pomysł, jak kiwać urząd podatkowy. Otóż tak, jak wszędzie za mieszkanie w domu naliczany jest odpowiedni podatek. Jednak greckie prawo przewidywało, że podatku nie można naliczać do czasu ukończenia nieruchomości. Zaradni Grecy budowali więc domy, ale budowali dom jednopiętrowy (albo dwu- tutaj liczba pięter nie ma znaczenia, idzie o efekt), zaczynali budowę kolejnego piętra no i… na tym koniec! Poważnie ludzie potrafili tam mieszkać w domach, z których z najwyższych kondygnacji sterczały pręty i leżało Kika cegieł. Nikt nie miał wątpliwości, że budowy nie ukończono, a w razie kłopotliwych pytań zawsze znalazłoby się jakąś zmyślną odpowiedź. Lata całe ten teoretycznie legalny proceder miał miejsce. Aż nagle w greckim budżecie zabrakło pieniędzy, kraj znalazł się na skraju bankructwa i musiał kogo się dało prosić o pomoc.